Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad
W dniach 23 i 24 kwietnia studio Tripwire Interactive ogłosiło promocję na Red Orchestrę 2 wraz z Rising Storm, a dokładniej – przez te dwa dni można było oba tytuły pobrać za darmo ze Steam i zatrzymać je na zawsze, bez późniejszego płacenia. Postanowiłem skorzystać z okazji i trochę o tej grze napisać. Mimo już 3 lat na karku, RO2:HoS dalej znajduje się w czołówce symulatorów wojennych.
Gra ta jest kolejną częścią z serii Red Orchestra, która poza byciem taktyczną sieciówką została wyposażona w tryb singleplayer. Mamy tu do czynienia z profesjonalnym symulatorem walk drugowojennych po stronie III Rzeszy bądź Armii Czerwonej.
Twórcy stawiają na ogromny realizm – jest tu opatrywanie ran, balistyka, a nawet rozbudowane dowodzenie czołgiem. Każdą ranę trzeba opatrzyć, w przeciwnym wypadku wykrwawimy się na śmierć. Także strzał w serce czy głowę powoduje permanentną śmierć, tak samo gdy przeciwnik zada nam cios kolbą. Jest tu system osłon, do których można się przyklejać i wychylać, ale cały czas tkwimy w widoku z pierwszej osoby. Gdy zostaniemy usadowieni w czołgu, mamy do wykorzystania całą załogę z osobna, każda osoba odpowiada za co innego – utrata jednego z załogantów odbije się negatywnie na całej obsłudze, gdyż ktoś z ekipy zawsze będzie musiał się przesiadać z jednego miejsca na drugie.
W trakcie kampanii stawiamy się jako żołnierz Wehrmachtu oraz członek Armii Czerwonej, a całość jest ukazana fragmentami bitew w przedziale lat 1942-1943, a także wpisami z dzienników wojskowych. Grafika jest oszałamiająca nawet po trzech latach od premiery, na średnim sprzęcie nie ma żadnych zaciachów mimo ustawienia najwyższych detali i choćby nie wiem co się działo, zawsze utrzymamy się nad 30 klatkami na sekundę. Do czego można się przyczepić to obłożenie klawiszy które najlepiej zmodyfikować tuż po włączeniu gry pod własne predyspozycje – te predefiniowane ciężko jest opanować i ogólnie uznałem je za niewygodne, zresztą nie tylko ja. Ale zdecydowanie najgorszą rzeczą z kampanii jest idiotyczne, drewniane AI zarówno po stronie naszej, jak i wroga. Nie zależy to nawet od poziomu trudności – komputer potrafi stanąć w otwartym terenie plecami do wroga, przeciwnik stać bokiem do nas a strzelać właśnie w naszego wojaka (lol), SI nie chce też słuchać naszych poleceń i zamiast zajmować punkt, krąży sobie parę metrów od wskazanego miejsca i drze japę, bo "umrzemy". Jak już umrzeć, to z jego winy. Gdyby nie to, kampania Red Orchestry byłaby najdoskonalszą rzeczą w jakąkolwiek grałem, kiedykolwiek. No ale cóż, raczej tego już się nie zmieni.
Podsumowując, Red Orchestra 2 zasługuje na miano profesjonalnego symulatora bitewnego dzięki wszechobecnemu realizmowi i porządnej oprawie graficznej oraz audio (dubbing nie jest tak straszny, o dziwo). Ale kulejąca sztuczna inteligencja odbiera tytułowi szansę na najwyższe noty wśród gamingowych portali – gryonline.pl dla przykładu wystawiły tytułowi 7.0.